Nierzadko można odnieść wrażenie, że życie mknie jak szalone. Mijają dni, tygodnie, miesiące, lata. Wszystko trzeba zrobić prędko. Jak w tym pędzie można znaleźć czas dla siebie? Zapiski naprędce to próba zatrzymania się choć na chwilę, aby pomyśleć o tym, co niesie nam każdy dzień.
Bardzo lubię się dokształcać, biorąc udział w rozmaitych warsztatach, kursach i prelekcjach. W połowie marca też miałam taką okazję. W tym celu udałam się do jednej ze szkół. a dokładnie do Zespołu Szkół Ogólnokształcących. Proszę nie mylić z Liceum Ogólnokształcącym. W skład owego zespołu wchodziły szkoła podstawowa, gimnazjum i liceum. A zatem przekrój wiekowy uczniów był dość szeroki. Nie chodzi o to, że na tym samym korytarzu, w tym samym czasie spotykali się uczniowie od najmłodszych do najstarszych. Jednak z uwagi na to, że budynek był dość pokaźnych rozmiarów, to musiałam go przemierzyć wzdłuż i wszerz, zanim odnalazłam właściwą salę, w której miały odbyć się warsztaty. Wędrując tak przez kolejne kondygnacje, akurat była przerwa, zwróciłam uwagę na uczniów, a właściwie na uczennice, a właściwie na ich ubiór. O ile w przypadku dzieciaczków z nauczania zintegrowanego, to nie miałam problemu, żeby ich nie pomylić z nauczycielami. Jednak w przypadku najstarszych klas podstawówki, gimnazjum czy liceum, to na taką trudność napotkałam. Niektóre dziewczyny były wręcz wystrojone i wyposażone w stosowne i drogie gadżety. Nie chodzi mi o to, żeby uczennice przywdziewały na siebie wory pokutne. Ale uważam, że musi być jakiś umiar. Przypomniała mi się sprawa szkolnych mundurków, które wywoływały wielkie poruszenie. Niektóre kroje były dość koszmarne i wyobrażam sobie poranki w dziewczyńskich domach, kiedy trzeba było nakłonić córkę do założenia tego typu odzienia. I jak tu ubrać do szkoły nastolatkę, żeby czuła się atrakcyjnie, żeby ubranie nie dodawało jej lat i nie zabijało młodzieńczego uroku i powabu. Warto jednak pamiętać, że szkoła to nie rewia mody i licytowanie się, kto ma modniejsze ubranie, telefon czy gadżet. Z drugiej zaś strony rozumiem nastoletnie dziewczyny, które chcą ładnie wyglądać. Powinny jednak umieć rozpoznać, jakie jest eleganckie, a jakie kiczowate ubranie.
I tak stałam na korytarzu pogrążona w rozmyślaniach na temat szkolnej mody nastolatek. A czas nieubłaganie płynął. I ani się spostrzegłam, kiedy wybiła godzina rozpoczęcia warsztatów. A ja w dalszym ciągu nie odnalazłam sali. I wtem na horyzoncie pojawiła się młoda dziewczyna, gustownie i z wdziękiem ubrana. Podeszłam do niej i zapytałam, czy nie wie, gdzie jest sala numer 12. A ona odrzekła, że wie, bo też tam zmierza. Na miejscu okazało się, że to nie uczennica, tak jak wcześniej sądziłam, ale prowadząca warsztaty. Można zatem ubrać się z niewymuszoną elegancją. I w tym nadzieja.
O czym mogą rozmawiać kobiety? O pracy, o swoich zainteresowaniach, o modzie, o przepisach kulinarnych. Jednak ich myśli zaprzątają dzieci. I nie ma też dużego znaczenia czy są to matki, czy kobiety bezdzietne. Wymieniają się doświadczeniami i poglądami nie z pustej ciekawości, ale z poczucia odpowiedzialności, troski.
W tym miejscu będą pojawiać się relacje z takich właśnie rozmów przy herbacie i domowych słodkościach. Spotkania odbywają się u Krysi.
Porażka
Według definicji słownikowej to przegrana walka lub rywalizacja, poważne niepowodzenie. A zatem nie jest to sytuacja ani miła, ani komfortowa nie tylko dla dziecka, ale też i dla nas rodziców. Jak rozmawiać o porażce, żeby nie pogłębiać smutku i frustracji dziecka? Czy każde niepowodzenie podpada pod miano porażki? Jaki wpływ na życie dziecka mogą mieć takie sytuacje?
Lucyna
Czy możemy zastąpić słowo porażka innym synonimicznym? Dla mnie takim wyrazem jest przegrana.
Nina
Dla mnie z kolei takim pojęciem jest klęska.
Krysia
Dla mnie słowem wyolbrzymiającym porażkę jest kompromitacja, czyli przy okazji niepowodzenia dodatkowo ośmieszyłeś się.
Agnieszka
Porażka to niepowodzenie, bo do czegoś dążyłam i to mi się nie udało lub zdarzyło się inaczej niż chciałam.
Lucyna
Porażka na pewno nie jest sprawą przyjemną. Rozczarowuje. Zasmuca. Może też demotywować dziecko do kolejnych działań. No bo, natrudziłam/natrudziłem się i nic z tego nie wyszło. Porażka dziecka jest także, co tu dużo mówić, bolesna dla rodziców, którzy w dwójnasób przeżywają niepowodzenia dzieci. Jak o tym rozmawiać? Myślę, że nie trzeba ani tego bagatelizować, ani też za bardzo wyolbrzymiać. Chociaż klapa przedsięwzięć naszego dziecka może być różnego kalibru, od słabszej oceny w szkole do przegranej w ważnym konkursie, do którego aby się przygotować, trzeba było włożyć mnóstwo wysiłku.
Każdą porażkę trzeba potraktować indywidualnie. I też w zależności od wieku dziecka. Podam przykład. Kiedy Bartosz był bodajże w przedszkolu, nie mógł pogodzić się z tym, że jego kolega, ten konkretny, nie chciał bawić się z nim po obiedzie. To nic, że następnego dnia mieli być najlepszymi przyjaciółmi. Dla mojego syna tamta sytuacja była wielkim przeżyciem.
Wydaje mi się, że jeżeli będziemy bagatelizować porażki, to dziecko może się na nie uodpornić, przestać się przejmować i co tu dużo mówić nie podejmie starań, aby do takich sytuacji nie dopuszczać. Jeśli będziemy wyolbrzymiać niepowodzenia, to dziecko może mieć poczucie, że nic nie potrafi i to zniechęci je do działań.
Omawiam przyczyny porażek mojej córki. I bardzo bym chciała, żeby Alicja wyciągnęła wnioski z niepowodzeń. Żeby to nie była tylko moja taka sobie gadanina.
Nina
Kiedy człowiekowi coś się nie udaje, to mówi, że ma pecha, a jeśli odniesie sukces, to uważa, że miał szczęście. Ja staram się przekonać moje dzieci, aby nie rozpatrywały powodzenia czy niepowodzenia w tych kategoriach. Do porażki bardzo często sami przykładamy ręce, na przykład nie przygotujemy się solidnie do sprawdzianu.
Niepowodzenia dzieci dotykają również mnie. Bardzo się stresuję, kiedy otrzymują w szkole słabsze oceny. Zdarza mi się wtedy reagować zbyt emocjonalnie. Staram się także wyjaśnić z nimi przyczyny tego czy innego niepowodzenia. Uczę ich także, aby wszelkie tego typu sprawy rozwiązywali na bieżąco, nie odkładali, aby te problemy nie nawarstwiały się. Mój mąż uważa, że nie daję im możliwości doświadczenia niepowodzenia na własnej skórze, bo lepiej niech teraz dostaną nauczkę niż kiedy będą starsi.
Bardzo mnie bolą ich porażki i jak to mama pragnęłabym, aby omijały ich niepowodzenia, chociaż zdaję sobie doskonale sprawę z tego, że nie jest to możliwe i że my rodzice nie przeżyjemy za dzieci ich życia.
Krysia
Dopóki dzieci były w domu, to dla mnie był to czas w miarę bezstresowy. Kiedy poszły do przedszkola, to zaczęłam się martwić, czy nie będą narażone na przykrości, w jakiś sposób na niepowodzenia. Podam przykład. Inne dzieci były odważne, śmiałe, a moje nie przejawiały takich cech, co mnie dość mocno niepokoiło. I tak naprawdę to była moja porażka.
Kiedy ich działania ponosiły fiasko, to starałam się z nimi tak rozmawiać, żeby ich podbudować, a nie wpędzić w przygnębienie czy wręcz przestraszyć. Chce im w mądry sposób pomagać. Podczas takich rozmów usiłuje wspólnie z dzieckiem ustalić przyczynę danego niepowodzenia.
Oczywiście bardzo przeżywam porażki dzieci, chociaż staram się tego nie pokazywać, nie sygnalizować, że jest to “koniec świata”. Czasami też przypisuję winę sobie, bo może czegoś nie dopilnowałam, popełniłam błędy wychowawcze.
Lucyna, czyli podsumowanie
Porażki dzieci bolą bardziej niż własne. Dobrze byłoby nie popadać w przygnębienie, aby dzieci nie przerażać. Nadmierna pobłażliwość też nie jest zalecana. I chociaż mogą w nas buzować emocje, to warto trzymać nerwy na wodzy, spokojnie porozmawiać w celu ustalenia przyczyny owej przegranej.
W tej rubryce będziemy proponować teksty, które mogą posłużyć rodzicom do rozmów z dzieckiem na temat problemów, z którymi może borykać się młody człowiek.
Sięgnijmy po utwór Barbary Lewandowskiej “Legenda o Złotej Kaczce”.
Książeczkę można przeczytać lub opowiedzieć.
A oto pokrótce jej treść.
Był sobie chłopiec o imieniu Kasperek. Nie był zamożny. Marzył “Jakbym tak szedł i szedł tą drogą pochyłą, tobym może do nieba doszedł. tobym może gwiazdkę złowił. tobym był bogaty, co?”.
Kiedy tak szedł, rozmyślając, spotkał murarzy, którzy naprawiali mur otaczający zamek. Opowiadali przy tym o piwnicach zamczyska, w których znajdować się miały ogromne skarby. Strzec ich miała Złota Kaczka. I jak dotąd żadnemu śmiałkowi nie udało się zdobyć tych bogactw, bo uciekali, aż buty pogubili.
Wtedy Kasperek postanowił, że on odwiedzi Złotą Kaczkę. “Długo błądził po ciemnych zamkowych piwnicach. A gdzie stąpnął, na czyjś zagubiony but nadepnął”. I po zagubionych butach odgadywał ich właścicieli.
“- Rycerz, bo ostroga dzwoni przy pięcie!
– Tancerz, bo obcasik zdarty!
– Bogacz, bo buciki nowe i ozdobne!”
Chłopiec nie bał się, chociaż na swojej drodze napotykał na straszydła, a to na ogień, a to na lwa, a to na węże.
Wreszcie dotarł na miejsce. Pośrodku piwnicy znajdowało się jezioro, a na nim pływała Złota Kaczka. Spodobała jej się odwaga chłopca, toteż powiedziała: “[…] uśmiechasz się w biedzie, kłopotom się nie dajesz. Dam ci za to nagrodę. Weź sobie tyle złota, ile chcesz. Jak spełnisz mój warunek i jeszcze dzisiaj wydasz sam na siebie wszystko to, co wziąłeś, nikomu nawet grosika nie dasz, wtedy wróć do mnie po resztę skarbów!”.
Kasper wziął kilka złotych dukatów i opuścił piwnice. No i zaczął wydawać pieniądze. Kupił ubranie, dom, karetę, cztery konie, zjadł smaczny posiłek. Ale nie był szczęśliwy, bo “Do radości trzeba z innymi zasiąść do stołu, razem popędzić karetą, podzielić się wszystkim!”.
I kiedy już wracać miał po resztę bogactw do Złotej Kaczki, zobaczył staruszka, który poprosił go o pieniądze na jedzenie. Chłopiec sięgnął do kieszeni i znalazł ostatni złamany grosik. Zapomniał o warunku Złotej Kaczki i w ostatniej chwili oddał grosz dziadkowi. A wtedy “Zahuczało! Zadudniło! Zatrzęsła się cała ulica! Zapadły się podziemia razem z wielkim bogactwem. Złota Kaczka odpłynęła nie wiadomo dokąd”.
Ale chłopiec nie zmartwił się. Nauczył się szyć najpiękniejsze buty, po które ze wszystkich stron przyjeżdżali możni ludzie. Kasper był szczęśliwy.
Porozmawiajmy z dzieckiem na temat utworu