Nierzadko można odnieść wrażenie, że życie mknie jak szalone. Mijają dni, tygodnie, miesiące, lata. Wszystko trzeba zrobić prędko. Jak w tym pędzie można znaleźć czas dla siebie? Zapiski naprędce to próba zatrzymania się choć na chwilę, aby pomyśleć o tym, co niesie nam każdy dzień.
Wrzesień to miesiąc naprawdę emocjonujący. Ledwo przebrzmiał pierwszy dzwonek i moje dziecko przyniosło plan godzin (o czym w tym miejscu pisałam we wrześniu), a tu już trzeba było udać się na zebranie.
Chciałabym wrócić pamięcią do spotkań wychowawczyni z rodzicami u mojego syna w szkole podstawowej. Te wydarzenia miały miejsce jakiś czas temu, bo obecnie mój syn zabiera się do pisania pracy magisterskiej, ale były one niezwykle ekscytujące. Jak przebiegały? Na początku niektórzy rodzice, wstrząśnięci podziałem godzin, podejmowali desperackie próby jego modyfikacji. Najpierw wywierali presję na wychowawczynię. Za chwilę samorzutnie ukonstytuowała się grupa, która zapowiedziała, że w tej sprawie będzie interweniować u samego dyrektora, a może i w wyższej instancji.
Kiedy już ten temat został omówiony i zamknięty, przynajmniej teoretycznie, poruszenie wywołał następny. A mianowicie wybór “trójki klasowej”. Ci, którzy walczyli o zmianę planu, nagle zamilkli. Zresztą nie tylko oni. Prawdę mówiąc, to my wszyscy. Wyjątek stanowiła wychowawczyni, która chciała nakłonić troje rodziców do tego, aby zgłosili się do pomocy, w ramach działalności owej “trójki”. Po pertraktacjach trwających czasami i do pół godziny, wreszcie ktoś, przypuszczam, że ci o słabszych nerwach, wyrażali zgodę. Pozostali mogli odetchnąć z ulgą.
Następnym punktem zebrania były finanse. Opłata na Komitet Rodzicielski, ustalenie wysokości budżetu na wyjścia uczniów do kina, teatru czy na wycieczki edukacyjne. W tym zakresie uzgodnienia zapadały dość szybko. Chociaż z różnych miejsc dało się słyszeć spazmatyczne jęki, ale, trzeba przyznać, niezbyt głośne. Zaraz potem rodzice domagali się szczegółowego harmonogramu owych wycieczek. Wychowawczyni zawsze miała przygotowane propozycje z tego zakresu. U niektórych rodziców było widać oznaki przyspieszonego tętna. No bo jak to, taka nieciekawa i nudna jedna czy druga wycieczka. Ale kiedy wychowawczyni poprosiła o inne atrakcyjniejsze propozycje, to owi malkontenci nabierali wody w usta. A czas płynął.
I wreszcie koniec. Można było opuścić salę i z głową pełną informacji udać się do domu, aby tam wszystko spokojnie przeanalizować.
Na zebrania w szkole u mojej córki udaje się mąż. Jest to placówka prywatna, to omijają go emocje związane chociażby z wyborem “trójki klasowej”. W związku z tym spotkania z wychowawczynią przebiegają sprawnie i kończą się dość szybko. Ale zupełnie pozbawione są napięcia.
O czym mogą rozmawiać kobiety? O pracy, o swoich zainteresowaniach, o modzie, o przepisach kulinarnych. Jednak ich myśli zaprzątają dzieci. I nie ma też dużego znaczenia czy są to matki, czy kobiety bezdzietne. Wymieniają się doświadczeniami i poglądami nie z pustej ciekawości, ale z poczucia odpowiedzialności, troski.
W tym miejscu będą pojawiać się relacje z takich właśnie rozmów przy herbacie i domowych słodkościach. Spotkania odbywają się u Krysi.
Posiłki dla dzieci
Dziecko w ciągu tygodnia spędza w szkole i na zajęciach pozalekcyjnych dobre pół dnia. Im starsze, tym więcej czasu zajmuje mu nauka. Nie zawsze ma taką możliwość, aby skorzystać ze szkolnej stołówki.
Co zrobić, aby dziecko nie było głodne? Jak przygotować smaczny, zdrowy i poręczny posiłek?
Krysia
Moje dzieci nie jedzą obiadów w szkole. Toteż muszę im przygotować prowiant na cały dzień. Kubie robię trzy składane kanapki (czyli sześć kromek chleba) i jabłko. Dagmarze i Romkowi – po dwie składane kanapki i po jabłku.
Z czym są kanapki? Z wędliną, żółtym serem, papryką, pomidorem, sałatą, masłem orzechowym, bazylią. Zabierają wodę mineralną. Natomiast nie daję im słodyczy. Mają na tyle jedzenia, że niczego już nie kupują w szkolnym sklepiku.
Przed wyjściem do szkoły jedzą śniadanie. Najczęściej jest to biały ser, pasztet sojowy, płatki z mlekiem.
Co do obiadu? Jak już wspominałam, nie jedzą ciepłego posiłku w szkole. Wracają o różnych porach, najczęściej koło 14.00 -15.00. I wtedy obiad już na nich czeka. Jest to o tyle istotne, że niedługo po powrocie ze szkoły wychodzą na zajęcia pozalekcyjne, no i przedtem muszą zjeść coś ciepłego.
Maria
Moja Ania je śniadania w domu. Do szkoły zabiera kanapki, które są z żółtym serem, szynką drobiową, świeżym ogórkiem, pomidorami. Ania przyrządza też mix sałat i to bardzo jej smakuje. Czasami w szkolnym sklepiku kupi sobie jakąś kanapkę lub przekąskę typu precelek.
Obiady je w domu. Ustalamy jadłospis na dany tydzień. Ja wieczorem coś podgotuję, a ona na następny dzień samodzielnie już taki obiad przygotuje. Głównie są to drugie dania, chociaż od czasu do czasu są też i zupy.
Lucyna
Moje dzieci, niestety, nie jadły i nie jedzą śniadań. Rano Alicja pije ciepłą wodę z sokiem malinowym. Bartosz, podobnie jak Alicja, zabierał do szkoły śniadania, sok lub wodę. Dla Bartka były to kanapki z wędliną, żółtym serem, mały jogurt i jakiś owoc: jabłko, śliwka, a zimą mandarynki. Alicja ma kanapki z wędliną drobiową i drobną słodką przekąskę. Ala nie chce owoców. Jabłka, mandarynki czy banany zjada po południu.
Bartosz jadł obiady w domu. I tak jak już mówiła Krysia, ten ciepły posiłek czekał na niego. Alicja od tego roku szkolnego ma obiady w stołówce. Mówi, że są smaczne. Są to posiłki przygotowywane na miejscu.
Nina
W tym roku zapisałam moje dzieci na obiady. W szkole jest bufet. W ubiegłym roku pani, która go prowadzi, przygotowywała także ciepłe posiłki. Były one smaczne, toteż coraz więcej uczniów zaczęło z nich korzystać. Do tego stopnia, że nie wszyscy w czasie przerwy obiadowej mogli zmieścić się w bufecie. Aby znaleźć wyjście z tej sytuacji, pani gotuje obiad, a konkretnie drugie danie i w jednorazowych pojemnikach dostarcza posiłek uczniom. Ale niestety, jedzenie już nie jest tak smaczne.
Kuba i Kasia po powrocie do domu jedzą zupę, bo ten szkolny obiad jest o 12.30.
Moje dzieci jedzą w domu śniadanie. Jeśli wiem, że Kuba wróci późno, to przyrządzam mu jajecznicę. Jedzą też ser biały z czosnkiem, pomidorem czy zupę mleczną.
Co daję dzieciom do szkoły? Oczywiście tradycyjne kanapki. Z pieczonym indykiem, z ogórkiem kiszonym, z pastą jajeczną, z masłem i miodem. Dodaję do tego pomidorki. Jabłka czy banany dzielę na cząstki i wkładam do pojemnika. Często zdarza się, że dojadają owoce w drodze powrotnej do domu.
Kuba zabiera do szkoły wodę mineralną lub pije kranówkę. Kasia też pije wodę mineralną i nosi w termokubku herbatę.
Kinga
Pamiętam, że kiedy chodziłam do szkoły, to mama przygotowywała mi półprodukty, z których po lekcjach gotowałam dla siebie obiad.
Mój Piotrek robi kanapki dla siebie i rodzeństwa. Są to kromki z biały serem, z salami, do tego pomidory i owoce. Natomiast ser żółty jedzą w domu. Przed wyjściem do szkoły jedzą śniadanie, najczęściej płatki na mleku lub kakao. Czasami ugotuję im zupę mleczną. Do szkoły zabierają wodę mineralną. Sporadycznie kupuję duży sok i moje dzieci przelewają go do dużych butelek.
Mają w szkole obiady przyrządzane na miejscu przez panią kucharkę.
Lucyna, czyli podsumowanie
Ważne jest, aby dziecko nie wychodziło z domu na “pusty żołądek”. Jeśli już nie jest w stanie przełknąć ani kęsa, to niech przynajmniej napije się ciepłego soku czy kakao.
Drugie śniadanie powinno być odżywcze, smaczne, zdrowe, ale i także takie, które lubią dzieci. Jeśli nasza pociecha nie przepada za jakimś produktem, to nie wciskajmy go na siłę, nawet jeśli jest on super zdrowy. Efekt naszego działania może być taki, że dziecko i tak nie zje, bo nic na siłę, i będzie głodne. No i pamiętajmy o ciepłym posiłku, kiedy wróci zmęczone ze szkoły.
W tej rubryce będziemy proponować teksty, które mogą posłużyć rodzicom do rozmów z dzieckiem na temat problemów, z którymi może borykać się młody człowiek.
Jak znaleźć prawdziwego przyjaciela?
Sięgnijmy po utwór Małgorzaty Musierowicz ” Co mam”
Książeczkę można przeczytać lub opowiedzieć.
A oto pokrótce jej treść.
Andrzej ma sześć lat, rodziców i malutką siostrę. Nie ma przyjaciela i z tego powodu przepełnia go smutek. Nie ma też podwórka, gdzie mógłby się bawić. Chociaż w tym przypadku nie jest jeszcze najgorzej, bo może spędzać czas na trzepaku czy rowerze.
Chłopiec wytrwale poszukiwał kolegi, z którym mógłby się bawić. Najpierw chciał zaprzyjaźnić się z Bartkowiakiem. Jednak jemu nie zależało na koleżeństwie z Andrzejem, tylko na pieniądzach, które chłopiec dawał mu na gumy do żucia.
W zerówce Andrzej myślał, żeby zakolegować się z Krzyśkiem i Mariuszem. Ale oni, najsilniejsi w grupie, nie za bardzo chcieli mieć z nim do czynienia.
W grupie zerówkowiczów był też Grześ. Chudy, mały i zabawnie mówił “Nie: szafa, a:fafa, nie: sok, a: fok”. Pewnego dnia Grześ rozpłakał się, bo Hania zaczęła go przezywać “kulfon”. Wtedy Andrzej poklepał kolegę po ramieniu, a kiedy ten przestał płakać, zaczęli bawić się malutkim samochodem.
Kiedy razem wracali do domu, Andrzej przewrócił się. Jak to zobaczył Bartkowiak, zaczął się bardzo śmiać. A wtedy w obronie kolegi stanął Grześ, który podał mu rękę i pomógł wstać. A kiedy mama Andrzeja wracając z zakupów zapytała syna o Grzesia, ten odparł, że jest to jego przyjaciel.
Porozmawiajmy z dzieckiem na temat utworu