Ewa Nowacka
Wydawnictwo IBIS, Poznań
WIEK: 15+
Bohaterami książki są nastolatki. Emilka – licealistka i Marcin – uczeń technikum. I tutaj zaskoczenie. O co chodzi? O czas wydarzeń. Rozgrywają się one nie w latach tych najnowszych, czyli w epoce internetu, telefonów komórkowych, portali społecznościowych, do czego przyzwyczaiły nas rozmaite powieści dla młodzieży. Można z pewnym przekonaniem stwierdzić, że książka pani Ewy Nowackiej dla współczesnych młodych czytelników zabrzmi archaicznie. No może nie jak podręcznik do odległej historii. Ale chociażby z tego powodu należy sięgnąć po tę lekturę. Bo mamy tutaj wachlarz interesujących przykładów z życia ówczesnych nastolatków. Wydarzenia rozgrywają się na wsi, gdzie po sąsiedzku mieszkają główni bohaterowie, i obejmują trzy jesienno-zimowe miesiące. Emilka mieszka z rodzicami, babcią, starszą siostrą Joanną i młodszą Irenką. Codziennie dojeżdża zatłoczonym autobusem do szkoły. Oprócz nauki musi pomagać rodzicom w gospodarstwie. Codzienność wiejska została przedstawiona dość szczegółowo. Podobnie jak wesele Joanny. I na tym tle zobrazowano kłopoty sercowe Emilki. Zakochana w Marcinie, została przez niego odtrącona. Bardzo to przeżyła, bo poczuła się przez chłopaka upokorzona. Na weselu siostry poznała Staszka, do którego żywiej zabiło jej serce i to ze wzajemnością.
Historię miłosną Emilki uzupełnia, zajmująca dość sporo miejsca w utworze, ludowa opowiastka o nieszczęśliwie zakochanej dziewczynie. Ta opowieść ubogaca wydarzenia, ale także służy podkreśleniu faktu, że miłość jest uczuciem ponadczasowym. I niezależnie od epoki ma bardzo duży wpływ na życie ludzi – ich emocje, decyzje, zachowanie.
Książka otrzymała Nagrodę Polskiej Sekcji IBBY.
Wykonawca: Michael Giacchino
Wytwórnia: Sony Masterworks
Data wydania: 07.07.2017
Gatunek: Soundtrack
Czas trwania: 66:40
Autor recenzji: Kamil Brycki www.musictothepeople.pl
Filmy Marvela potrzebowały trochę czasu, aby osiągnąć przyzwoity poziom (moim zdaniem osiągnęły go od razu – dop. BP). Stały się przez lata naprawdę przyjemnymi filmami akcji, które bawią w satysfakcjonujący sposób. I choć po seansie w 90% przypadków się o nich zapomina, to jednak czasu poświęconego na ekranizację kultowych komiksów do straconego zaliczyć nie można. Sprawa jest jednak bardziej skomplikowana w przypadku ścieżek dźwiękowych, ponieważ te – nie wiedzieć czemu – ciągle balansują pomiędzy poziomem miernym i co najwyżej średnim. Soundtrack towarzyszący filmowi “Spider-man: Homecoming” nie jest niestety wyjątkiem od tej reguły.
Przesłuchałem ścieżkę dźwiękową i wybrałem się na najnowszego “Spider-mana” do kina, aby przekonać się na własnych uszach, jak to z tą muzyką jest. I cóż, na pewno nie mogę powiedzieć, że się zawiodłem, ale również i nie wyszedłem zachwycony. Muzyką oczywiście, ponieważ “Homecoming” w mojej opinii należy do czołówki solowych filmów Marvela; szkoda więc, że nie pokuszono się o rozwinięcie dzieła również pod względem muzycznym.
Początek nastraja bardzo optymistycznie – zorkiestrowany przez Giacchino fragment oldschoolowego motywu Człowieka-pająka to taki ukłon w stronę starych wyjadaczy, którzy przeżywają właśnie drugi filmowy remake, a na komiksach lub bajkach zdążyli zjeść zęby. Nie jest on za długi i bez tej nutki nostalgii brakuje mu polotu, ale może taki właśnie był zamysł, ponieważ same wspomnienia w wielu przypadkach potrafią zdziałać cuda. W kolejnych minutach jednak to, co słyszymy z głośników nie bazuje już na czymś co znamy i tak naprawdę nawet nie daje się zauważyć.
Otrzymujemy po raz kolejny to samo – wiele podniosłych motywów, kilka nawet zabawnych, kilka niby smutnych i tak dalej, i tak dalej. Kompletnie nic z tego nie zapada w pamięć, nie da się później nucić, nie urozmaica w żaden sposób samodzielnego odsłuchu. Muzyka do filmu jeszcze jako-tako pasuje (jej brak pewnie bym zauważył, choć tak naprawdę jej obecność niczego, poza wypełnianiem ciszy, nie wnosi), solo nie zwraca na siebie jednak większej uwagi, nie wywołuje prawie żadnych emocji.
Ciężko powiedzieć, dlaczego wszystkie filmy Marvela nie korzystają umiejętniej z dobrodziejstw dobrej muzyki. Nie mówię tutaj nawet o całej ścieżce dźwiękowej, ale spójrzmy chociażby na “Wonder Woman” – motyw przewodni Zimmera jest mocny i nakręca słuchacza, daje motywację do działania; takich utworów w przypadku dzieł ze stajni Marvela ze świecą można szukać, przynajmniej w moim przypadku. Nie kojarzę nic, co by naprawdę zapadało w pamięć i było warte późniejszego odsłuchu czy to w trakcie biegania, zasypiania, tworzenia, gry – czegokolwiek.
Pozostaje więc sklasyfikować mi ścieżkę dźwiękową z filmu “Spider-Man: Homecoming” jako nie mierny ale, też nie średni. To coś pomiędzy, położone bliżej przeciętności. Większy plus należy się tylko za to oczko puszczone do starszych fanów na samym początku albumu. A szkoda, bo film jest świetny: wciąga i bawi, nie dłuży się, angażuje widza. Pozostaje mieć nadzieję, że w trzeciej fazie filmów nie tylko zrobi się jeszcze lepsze widowisko, ale również i słuchowisko.