Nierzadko można odnieść wrażenie, że życie mknie jak szalone. Mijają dni, tygodnie, miesiące, lata. Wszystko trzeba zrobić prędko. Jak w tym pędzie można znaleźć czas dla siebie? Zapiski naprędce to próba zatrzymania się choć na chwilę, aby pomyśleć o tym, co niesie nam każdy dzień.
Moja rodzina uwielbia czytać. Dzieciom od najmłodszych lat kupowaliśmy książki. Także i o sobie pamiętaliśmy. Tematyka była i jest różnorodna. Chociaż w przypadku dzieci zmieniała się szybciej, co było związane z wiekiem Bartosza i Alicji. Jakie to są książki? Biograficzne, powieści fantasy, science-fiction, psychologiczne, obyczajowe, kryminały (głównie skandynawskie). Ale także i te, które wykorzystujemy w pracy, Bartek na studiach, Ala w szkole.
Toteż z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że półki w naszym domu uginają się pod ciężarem książek. I to dosłownie. Aby znaleźć miejsce na inne rzeczy też niezbędne do życia, troje z nas zaopatrzyło się w czytniki. Jednak nie zauważyłam jakiś kolosalnych zmian na półkach. I tutaj chcę przejść do tematu. Otóż raz do roku robimy generalny przegląd naszego księgozbioru. Zdejmujemy z półek, wyjmujemy z pudeł te książki, z których już nie korzystamy albo przypuszczamy, bo pewności nie mamy żadnej, że nie będą nam potrzebne.
Nie wyrzucamy książek do kosza. Kupujemy kartonowe pudła, pakujemy do nich część naszych zbiorów i zawozimy do biblioteki miejskiej. Niektóre prezentujemy znajomym, a jeszcze inne sprzedajemy do antykwariatu. I chociaż mamy świadomość, że inni czytelnicy skorzystają z naszych książek, to żal nam się z nimi rozstawać. Bo przecież każda z nich miała dla nas znaczenie. Przypomina o wydarzeniach , czasami radosnych, a bywa że i smutnych. Niektóre z nich były oczekiwane przez nas z wielką niecierpliwością.
Ale oddając książki zapewniamy im “drugie życie”. Może dla kogoś staną się inspiracją do zmiany na lepsze, może rozweselą lub skłonią do refleksji, a może będą źródłem wiedzy. I ta myśl jest dla nas pokrzepiająca, kiedy patrzymy, jak w pudłach nasze książki opuszczają dom.
O czym mogą rozmawiać kobiety? O pracy, o swoich zainteresowaniach, o modzie, o przepisach kulinarnych. Jednak ich myśli zaprzątają dzieci. I nie ma też dużego znaczenia czy są to matki, czy kobiety bezdzietne. Wymieniają się doświadczeniami i poglądami nie z pustej ciekawości, ale z poczucia odpowiedzialności, troski.
W tym miejscu będą pojawiać się relacje z takich właśnie rozmów przy herbacie i domowych słodkościach. Spotkania odbywają się u Krysi.
Dziecko gość w domu
Według definicji słownikowej wyraz ‘gość’ ma kilka znaczeń. Jest to osoba, która przybyła do kogoś w gościnę; nieproszony lub przygodny uczestnik przyjęcia; osoba płacąca za pobyt; ktoś zasługujący na uznanie, szacunek.
W jakich zatem kategoriach możemy mówić o dziecku jako gościu w naszym domu? Czy istnieje jeszcze inny sposób zdefiniowania tego zagadnienia?
Krysia
Dla mnie gość to ten, który nie jest domownikiem. Przychodzi do nas w odwiedziny. To osoba, której okazuję szacunek.
Maria
Dla mnie gość to ten, kto przychodzi do mojego domu na krótko, na chwilę. A ja chcę się wtedy pokazać z jak najlepszej strony.
Kinga
Gość to ktoś szczególny, na kogo się oczekuje. Staram się go nie absorbować własnymi sprawami. Przy gościu nie rozwiązujemy rodzinnych problemów.
Lucyna
Przygotowuję się na przybycie gościa. Porządkuję mieszkanie, aby ta osoba dobrze się czuła. Mam coś pysznego do jedzenia. I co dla mnie istotne to zapraszam gościa, kiedy mam więcej czasu. Aby spokojnie porozmawiać, pobyć ze sobą, dać mu swoją uwagę.
Krysia
W towarzystwie dzieci nie omawiamy budżetu rodzinnego. Uważam, że te kwestie leżą wyłącznie w gestii rodziców, bo to oni zarabiają pieniądze na utrzymanie domu. Natomiast jeśli idzie o finanse związane z wyjazdem na kolonie zimowe bądź letnie, to dzieci w takich rozmowach uczestniczą. Dlaczego? Nie chcę ich zmuszać, aby dokądś pojechały, jeśli tego nie będą chciały.
Także nie o wszystkich trudnych rodzinnych sprawach rozmawiamy przy dzieciach. Wynika to głównie z dwóch powodów. Po pierwsze nie chcę ich stresować, a po drugie ich patrzenie na różne rzeczy jest bardzo często niedojrzałe. Podam przykład. Kuba nie mógł zrozumieć, że mam przestarzały model telefonu komórkowego albo miał mi za złe, że mam niemodne narty. Jednak nie przyszło mu do głowy, że nowoczesne telefony czy narty też mają swoją cenę.
O poważnych problemach zdrowotnych, nas rodziców, też nie rozmawiamy z dziećmi. Kiedy jakiś czas temu zmarł ich dziadek, to starałam się im to jakoś zneutralizować, być przy nich, odpowiadać na ich pytania. Bo widziałam, że przeżywali tę sytuację. Nie oznacza to jednak, że każda przykra rodzinna sprawa jest przed nimi skrzętnie ukrywana. Uważam jednak, że w takich okolicznościach trzeba zachować zdrowy rozsądek.
Na razie też nie rozmyślam nad wyprowadzką z domu moich dzieci. Chociaż też nie wiem, jak będę to przeżywać. Przykładowo, jedna z moich sióstr miała rozterki, kiedy jej córka wyszła za mąż i opuściła rodzinny dom, druga zaś w podobnej sytuacji nie miała takich obaw.
Lucyna
Za każdym razem z radością czekam na powrót moich dzieci do domu. I nieważne czy ze szkoły, czy z dłuższego wyjazdu. Staram się też, żeby w domu był porządek, żeby nie tylko Bartek i Ala dobrze się czuli, ale też i ja z mężem.
Decyzje strategiczne dla rodziny omawiam z mężem. Przekazujemy im informacje przykre czy kłopotliwe, bo oni chociaż nie powiedzą, to doskonale wyczuwają, że coś może być nie takie jak powinno. Uważam, że trzeba o takich sprawach mówić dzieciom, oczywiście dostosowując przekaz do ich wieku, bo jeśli nie poinformujemy, będziemy kluczyć, to wyobraźnia dziecka czy młodego człowieka jest naprawdę bogata i taka niepewność może je wpędzić w przygnębienie.
Pewnie niedługo Bartosz wyprowadzi się z domu. I wtedy odwiedzając nas, będzie stuprocentowym gościem.
Kinga
Chciałabym, aby moje dzieci szanowały się. Ale także pragnę, aby znalazły swoje drugie połówki. Na pewno nie chcę zatrzymywać ich w domu, w jakiś sposób wiązać.
W mojej rodzinie nie poruszamy w obecności dzieci spraw finansowych. Jednak nie da się całkowicie ukryć trudnych problemów. Jeśli pytają o jakieś poważne sprawy, to staramy się ich uspokoić, aby się nie martwiły.
Moja najstarsza córka wyszła za mąż. Nie mam poczucia, że ją utraciłam. Ale jestem trochę rozżalona, że jeszcze jest taka młoda, a już spadła na jej głowę troska o rodzinę – męża i synka.
Agnieszka
Nie mieszkam z moimi rodzicami. Kiedy ich odwiedzam, rzeczywiście jestem taktowana jak gość. Nie pozwalają mi posprzątać czy w jakimś zakresie pomóc.
Maria
Na pewno nie omawiamy z Anią rodzinnych finansów. Ale na przykład wspólnie zastanawiamy się, jak spędzić wakacje i na jakie atrakcje możemy sobie pozwolić.
Nie ukrywamy przed Anią przykrych spraw, ale też staramy się tak poprowadzić rozmowę, aby córki zbytnio nie martwić czy przestraszyć.
Nie wyrażamy z mężem gwałtownie swoich poglądów, chociaż nie zawsze nam się to udaje. Wszak jesteśmy tylko ludźmi. Jeśli już Ania jest świadkiem naszego sporu, to staramy się ten konflikt zakończyć w jej obecności. Chcemy, żeby miała świadomość, że rodzice pomimo różnicy zdań, potrafią się ze sobą dogadać.
Nina
Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że dzieci wyolbrzymiają problemy. Dla mnie pewne nawet przykre sprawy są chwilowe, a dla nich już niekoniecznie.
Krysia
Bo dzieci odbierają trudne sprawy w taki sposób, w jaki my na to patrzymy. Im więcej w nas niepokoju, tym bardziej on się udziela dzieciom.
Nina
Zgadzam się z Krysią, bo tak jest w przypadku mojej Kasi. Chociaż staram się moje dzieci oswajać z niecodziennymi, trudnymi dla nich sprawami. Byliśmy w odwiedzinach u mojej mamy w domu opieki i ten widok ludzi starszych, czasami nieporadnych trochę ich zestresował, a nawet zasmucił.
Pomiędzy mną a mężem czasami zdarzają się spory i rzadko bo rzadko, ale świadkami są dzieci. Ale wtedy staramy się im wyjaśnić, co jest przyczyną takiego naszego zachowania. Bywa, że Kuba lub Kasia opowiadają się po czyjejś stronie, ale dla mnie nie jest to zbyt komfortowa sytuacja, bo nie chcę, aby wybierali pomiędzy mamą a tatą. Wiem, że emocjonalnie bardzo ich to dużo kosztuje. A przecież rolą rodziców jest neutralizowanie obaw i niepokojów dzieci, a nie ich podsycanie i wyolbrzymianie.
Lucyna, czyli podsumowanie
W stwierdzeniu, że dziecko jest gościem w domu jest wiele prawdy. Bo przecież będzie z nami mieszkać przez jakiś czas. Traktujmy dziecko z szacunkiem, poświęcajmy swoją uwagę, nie obciążajmy bez potrzeby zmartwieniami czy problemami.
I na koniec jeszcze jedno spostrzeżenie. Za chwilę i to szybciej niż nam się wydaje, to my rodzice będziemy gośćmi w domach naszych dzieci.
W tej rubryce będziemy proponować teksty, które mogą posłużyć rodzicom do rozmów z dzieckiem na temat problemów, z którymi może borykać się młody człowiek.
W jaki sposób rodzeństwo może współdziałać?
Sięgnijmy po utwór Heleny Bechlerowej “Kącik ze smokiem”
Książeczkę można przeczytać lub opowiedzieć.
A oto pokrótce jej treść.
“W kącie pokoju przy oknie stał stół. Nad stołem wisiała nieduża półka. To był kącik Łukasza. Na półce Łukasz położył książki, parę płyt, jakieś pudełko, a na stole wszystko, co tylko mogło się zmieścić”.
Pewnego razu rodzice oznajmili mu, że będzie musiał dzielić biurko ze swoją młodszą siostrą Basią. Oczywiście ten pomysł nie spodobał się Łukaszowi. Chłopiec oburzył się, ale nie miał wyjścia. Zabrał książki i zeszyty ze swojej części biurka, opróżnił szufladę ze zwierzątek powycinanych z czasopism i pocztówek, które musiał schować do pudełka.
Na drugi dzień Łukasz kredą narysował kreskę przez środek stołu i napisał: “granica”. I srogim głosem zapowiedział siostrze, że nie wolno tej linii przekraczać. Kiedy Basia odrabiała lekcje, pudełko z farbami dziewczynki znalazło się w części biurka brata. Chłopiec tak się zdenerwował, że pchnął pudełko, które przewróciło słoik z wodą, a ta zalała rysunek siostry. Dziewczynka rozpłakała się.
Wtedy tata powiedział, że trzeba w inny sposób wyznaczyć granicę, skoro ona musi istnieć. Pewnego dnia Łukasz przyniósł z wycieczki kawałek konaru o dziwnym kształcie. Dzieci wspólnie z tatą zrobiły z tego kawałka drewna dwugłowego smoka. Łuski miał z szyszek, a wypukłe, zielone oczy z korali, zaś z paszczy zwierza buchał ogień, czyli czerwone wstążeczki. Dzieci zaczęły się kłócić o to, czyj będzie smok. A wtedy tata powiedział, że zwierzę może pilnować granicy, jaką dzieci wytyczyły na biurku. “Jedną głowę zwraca na lewo, drugą na prawo. Wszystko widzi, więc może już się nic nie przydarzy ani tu, ani tam”. I tata postawił smoka na stole. Basia i Łukasz byli zadowoleni z takiego załatwienia sprawy.
Porozmawiajmy z dzieckiem na temat utworu