Nierzadko można odnieść wrażenie, że życie mknie jak szalone. Mijają dni, tygodnie, miesiące, lata. Wszystko trzeba zrobić prędko. Jak w tym pędzie można znaleźć czas dla siebie? Zapiski naprędce to próba zatrzymania się choć na chwilę, aby pomyśleć o tym, co niesie nam każdy dzień.
Czy można przeżyć wakacje bez dzieci? Tak, to nie pomyłka. Przynajmniej nie dla mnie. Jeszcze nie tak dawno ten piękny czas spędzaliśmy rodzinnie. Były to wyjazdy nad morze. Przełom czerwca i lipca był okresem gorączkowych letnich zakupów. No bo wcześniej praca, szkoła, zajęcia pozalekcyjne. Kupowaliśmy stroje kąpielowe, bo dzieci tak szybko powyrastały, klapki, balsamy i olejki do opalania, wiaderka, łopatki, foremki. No i wreszcie nadchodził ten upragniony przez nas wyjazd. Najczęściej pociągiem, ale zdarzał się też i samolot, udawaliśmy się na wypoczynek. A tam tłok. I zaczynało się od samiutkiego poranka. Ustawić leżaki, pilnować kąpiące się w wodzie własne dzieci (też i zwracałam uwagę na cudze, ot, taka matczyna przypadłość), dać przekąskę i sok, budować zamki z piasku. I tak codziennie przez tych kilkanaście dni. Przyznam, że po takim wypoczynku byłam zmęczona. I marzyłam o kilkudniowych wakacji bez dzieci i tego całego rozgardiaszu. I nawet się nie obejrzałam, a moje plany spełniły się, no w tym momencie w osiemdziesięciu procentach. Bo jedno dziecko, już dorosłe, nie wypoczywa z nami. Drugie, nastoletnie, wprawdzie pojedzie na wakacje z rodzicami, ale zajęte jest własnymi sprawami. Przyjmując pozycję horyzontalną na leżaku, czyta książki, słucha muzyki. Chętne do rozmowy jest w porze obiadowej. No i kiedy ma ochotę na lodowy deser.
I co? I trochę, czasami nawet bardzo, tęsknię za tamtym czasem. Za tym rozgardiaszem, kiedy to miałam pełne ręce roboty z dziećmi. A nawet z pewną czułością, bo nie chcę powiedzieć z zazdrością, patrzę na rodziców z maluszkami. Chociaż z drugiej strony mogę spokojnie usiąść na leżaku z książką czy czasopismem i oddać się lekturze. Nie rozglądając się nerwowo za dziećmi. Mogę wypocząć. I takiego relaksu życzę też moim dorosłym i dorastającym dzieciom.
O czym mogą rozmawiać kobiety? O pracy, o swoich zainteresowaniach, o modzie, o przepisach kulinarnych. Jednak ich myśli zaprzątają dzieci. I nie ma też dużego znaczenia czy są to matki, czy kobiety bezdzietne. Wymieniają się doświadczeniami i poglądami nie z pustej ciekawości, ale z poczucia odpowiedzialności, troski.
W tym miejscu będą pojawiać się relacje z takich właśnie rozmów przy herbacie i domowych słodkościach. Spotkania odbywają się u Krysi.
Jak rozmawiać z dzieckiem?
Parafrazując znane porzekadło można powiedzieć, że nie tylko muzyka, ale i rozmowa łagodzi obyczaje. Jak zatem rozmawiać z dzieckiem? Czemu powinny służyć tego typu rozmowy? Czy zawsze trzeba obgadać, czyli przepracować jakiś problem?
Maria
Może zacznę od niektórych sytuacji, z jakimi spotykam się w mojej pracy. Zdarzają się rodzice, których można określić jako pozorantów. O co chodzi? Otóż taki ojciec, który sprawia wrażenie osoby kulturalnej w rozmowie z synem, kiedy wydaje mu się, że nikt nie słyszy, używa wulgarnych słów. Bardzo często jest i tak, że rodzice kierują złość na cudze dzieci, a starają się usprawiedliwić zachowanie własnej córki czy własnego syna. Rzadko mi się trafia, aby rodzic spokojnie przyjął moje uwagi na temat niepoprawnego zachowania swojego dziecka i co najważniejsze sensownie z nim porozmawiał.
Natomiast moja Ania podczas niekomfortowych dla niej rozmów przybiera postawę obronną i stara się tak odwrócić sytuację, abym to ja czuła się winna. Z Anią trzeba rozmawiać spokojnie, nie podnosić głosu i w sposób rzeczowy przedstawić problem. Jeśli jest on dość poważny to uważam, że trzeba przygotować się do takiej rozmowy, obmyślić strategię i co wydaje mi się ważne znaleźć odpowiedni moment. Są jednak i takie sprawy, że rodzic powinien poszukać pomocy u specjalisty. I nie uważam, że jest to porażka rodziców, którzy nie potrafią rozwiązać problemów ze swoim dzieckiem. Kiedy rozmawiam z Anią na jakieś szczególnie trudne, drażliwe tematy, to ona nie od razu udzieli mi odpowiedzi. Musi mieć czas na przemyślenie sprawy. Ania też nie od razu przychodzi do mnie z jakimś ważnym dla niej zmartwieniem. Często zdarza się tak, że po jej zachowaniu wnioskuję, że coś ją trapi.
Lucyna
W przypadku moich dzieci też tak było i jest. Po ich zachowaniu muszę się zorientować, że coś im doskwiera. To nie znaczy, że same nie zwracają się o pomoc. Jeśli jest do omówienia jakiś poważny problem, to wcześniej z mężem przygotowujemy się do takiej rozmowy. Także ważny jest czas. Nie rozpoczynałam dyskusji, kiedy Bartosz wracał ze szkoły zmęczony i głodny. Tak też i jest w przypadku Alicji. Nie zaczynam poważnej konwersacji, kiedy wiem, że za pół godziny muszę wyjść z domu. Uważam, że takie rozmowy powinny być rzeczowe, czyli zajmujemy się konkretną sprawą, a nie roztrząsamy tak przy okazji jeszcze inne, nie mające z tą nic wspólnego. Zdarza mi się, że zbyt emocjonalnie reaguję na jakieś wydarzenia. Na szczęście dotyczy to tak naprawdę błahych spraw. Bo kiedy przychodzi do rzeczy poważnych, to wtedy zachowuję spokój.
Krysia
Moje dzieci, a jest ich troje, drobne sporne kwestie rozstrzygają pomiędzy sobą. Ja nie chcę w to ingerować. Jeśli mamy przeprowadzić rozmowę dużego kalibru, to idziemy na spacer. Dlaczego tak? Wynika to głównie z tego, że mamy niewielkie mieszkanie i trudno tak na zawołanie znaleźć miejsce, aby można było usiąść i porozmawiać. Ale jest też inny bardzo, moim zdaniem, istotny powód. Idąc ulicą czy przez park nie podnosimy na siebie głosu, jesteśmy wyciszeni, nie dostrzegamy reakcji na wypowiadane słowa. Znacznie trudniej rozmawia się siedząc naprzeciwko siebie. Spacer nas nie rozprasza. A dzieci czują się wyróżnione, że ten czas jest tylko dla nich. Chociaż nie oznacza to, że rozmawiamy tylko w taki sposób. Urządzamy pogaduchy także przed snem i to też ma swoje plusy. Bo dzieci wyrzucą z siebie problem i nie muszą się z tym same zmagać. Muszę przyznać, że czasami ponoszą mnie emocje, ale zwykle dotyczy to błahych spraw. Jeśli problem jest poważny, to do rozmowy angażowany jest mąż, z którym wcześniej ustalamy strategię jej przebiegu.
Moje dzieci, jeśli mają problemy, proszą o rozmowę. Nie jest tak, że już w chwili pojawienia się jakiegoś zmartwienia, od razu biegną do mnie. Czasami musi upłynąć jakiś okres, aby mogli to sobie uporządkować, zmierzyć się z tym, a dopiero później proszą mnie o radę czy pomoc. Moje dzieci wiedzą, że mogą przyjść do nas, rodziców, z każdym problemem i nie zostaną pozostawione same sobie.
Nina
Jakiś czas temu był w naszej rodzinie popularny zwyczaj “randek”. Na czym to polegało? Wychodziłam z dzieckiem z domu i mieliśmy czas na rozmowę. Mąż “randkował” z Kasią a ja z Kubą. Oczywiście nie był to sztywny podział, bo syn też spędzał w taki sposób czas z mężem. Nasze rozmowy podczas “randek” też były zaplanowane. Też mi się zdarza, że przy błahych problemach reaguje emocjonalnie, a jeśli są do załatwienia trudne problemy, to działam z dużym spokojem. Staram się wczuć w sytuację moich dzieci i zadaję sobie wtedy pytanie czy wobec siebie w tej konkretnej sprawie też zachowałabym się w taki sam sposób. Dzieci starają się bronić przed zarzutami, jakie im stawiam. Zdaję sobie sprawę, że najpierw trzeba ochłonąć, wyciszyć emocje, a dopiero później rozwiązywać problemy. Nie na gorąco. Też lubię rozmawiać z dziećmi wieczorami przed snem. Uważam, że jest to dobra metoda, aby dziecko uwolniło się od frustracji i po prostu dobrze się wyspało. Nie zawsze jest tak, że po jednej rozmowie sprawa zostaje wyjaśniona i załatwiona. Zdarza mi się, że o jednym problemie muszę rozmawiać nawet kilka razy.
Kuba i Kasia mają wspaniałą ciocię i sympatycznego wujka. Bardzo ich lubią. Dobrze i bezpiecznie czują się w ich towarzystwie. Oni zaś poświęcają moim dzieciom dużo czasu. Toteż jeśli mają jakiś problem, to mówią o tym cioci lub wujkowi. Cieszę się, że mogą mieć takich powierników.
Kinga
Moje dzieci są bardzo skryte, toteż muszę od nich wręcz wyciągać to, co im doskwiera. O trudnych sprawach rozmawiamy w domu. Ale także i podczas wyjazdów na działkę. Tam udajemy się w soboty. Jedzie ze mną jedno z dzieci i wtedy jest czas nie tylko na pomoc z jego strony, ale i na rozmowę. Inną okazją są też domowe czynności. Przykładowo, Kasia bardzo lubi ze mną gotować, piec ciasta i to też jest okazja do pogadania. Poważne rozmowy przeprowadzamy wspólnie z mężem. I do nich solidnie się przygotowujemy. Nie tylko staramy się rozwiązać jakiś problem, ale tłumaczymy dzieciom, jakie mogą być konsekwencje takiego ich zachowania. Oczywiście nie oznacza to, że od razu nasze dzieci nas posłuchają. Uważam, że nawet kiedy dziecko nas rani, to trzeba mu okazać miłość i wsparcie. Trzeba także mieć świadomość tego, że problem, z jakim zmaga się dziecko ma wpływ nie tylko na niego, ale też na funkcjonowanie całej rodziny. Chciałabym, aby dzieci potrafiły pokonać problem, a nie uciekać przed nim. Marzę, aby moje dzieci opowiedziały mi o swoich zmartwieniach, trudnościach, o tym co je trapi, a nie żebym musiała to od nich wyciągać. Muszę też przyznać, że przed poważnymi rozmowami bardzo się stresuję.
Lucyna, czyli podsumowanie
Jak widać, dyskutować można z dzieckiem w różnych okolicznościach. Ważne jest, aby nasze rozmowy nie raniły i prowadziły do rozwiązania problemów. Powiernikiem mogą być nie tylko rodzice, ale i inna osoba, którą dziecko darzy sympatią i zaufaniem
W tej rubryce będziemy proponować teksty, które mogą posłużyć rodzicom do rozmów z dzieckiem na temat problemów, z którymi może borykać się młody człowiek.
Czy łatwo przyznać się do winy?
Sięgnijmy po utwór Jadwigi Jasny “Samo się…”
Książeczkę można przeczytać lub opowiedzieć.
A oto pokrótce jej treść.
Bohaterka, jak sama twierdzi, jest już za duża, żeby bawić się misiami, lalkami czy samochodami. Postanowiła pomagać rodzicom w codziennych zajęciach. Podczas tych czynności, takich jak na przykład przygotowanie kolacji, podlewanie kwiatków, przyszywanie guzika, pranie w pralce rajstop zawsze coś się dziwnego działo. A to wylała się śmietana, a to stłukł się kubek, a to rozlała się woda, a to poplątały się nici, a to rozsypał się cukier, a to zapodział się jakiś potrzebny przedmiot. To były tylko niektóre zaskakujące przypadki. Kiedy rodzice pytali bohaterkę o to, kto robi te niespotykane rzeczy, ta odpowiadała, że SAMOSIĘ. Postanowili pomóc córce i przegonić intruza. Ale nie było to takie łatwe, bo ten nieproszony gość był sprytny i trudno było go złapać na gorącym uczynku. Chował się tak, jakby zapadł się pod ziemię. Wtedy cała rodzina postanowiła ignorować intruza. Po jakimś czasie niezwracania uwagi na SAMOSIĘ, ten niespodziewanie znikł.
Porozmawiajmy z dzieckiem na temat utworu